Task fur Polen

Kolejny dzień zapowiadał się ciekawie, ale Herwig, tutejszy tasksetter, ostrzegał nas przed wędrującymi opadami deszczu. W obawie przed jeszcze niższą podstawą niż w poprzednim dniu, stwierdził, że zrobi niespodziankę dla Polaków i wyśle nas nad ichniejszych “flatland” na południowy wschód od Grazu, żebyśmy poczuli się jak u siebie. Teren w tamtym miejscu przypomina troszkę nasze Beskidy i raczej “flatlandem” bym go nie nazwał. Co ciekawe na każde nasze wspomnienie, że nie jesteśmy totalnymi żółtodziobami w górskich tematach i że w Polsce też są góry i że jesteśmy z aeroklubu blisko Tatr, wszyscy Austriacy kiwają głowami z politowaniem…

Zaczęliśmy hole równo o 12, chociaż widoki na niebie dawały mieszane odczucia. Po starcie okazało się, że jest całkiem przyjemnie i podstawy sięgają 2000m. Przed startem polecieliśmy jeszcze nad Hochschwab aby zbadać teren w oczekiwaniu na dobry moment odejścia.

Trafiliśmy w końcu na dobry szlak w kierunku punktu i pomknęliśmy z Julkiem przed siebie. Po kilkudziesięciu kilometrach szybkiej jazdy pod strefami Grazu w zasadzie bez krążenia dolecieliśmy do opadu, o którym wspominano rano na odprawie. Wszystkie noszenia za jego linią były wyduszone i zostały nam długi lot ślizgowy w kierunku punktu. Julek roztropnie został w ostatnim słabym kominie, a ja jak zwykle zacząłem kombinować sam do przodu w kierunku pojawiających się plam słońca. Tym raz strategia zachowawcza była lepsza. Po 20 min czystego lotu ślizgowego i przeczesaniu wszystkich górek i kopalni, byłem zmuszony wykonać klasyczny szkolny krąg do lotniska w Weitz.

Trochę zaskoczyła mnie wielkość pasa, bo był idealnie oznakowany, ale miał tylko 440m (podobno najkrótszy aeroklubowy pas w Austrii) i sprawiał wrażenie, że jest się za wysoko na prostej do lądowania. Przyziemiłem w sumie bez większych problemów i po otwarciu kabiny przywitała mnie idealnie przytrymowana trawka. Myślę, że nawet dopieszczone lotnisko modelarzy w Kurowie mogłoby się od nich jeszcze wiele nauczyć 🙂 Julek wygrzebał się w końcu z parteru, ale po moim wywiadzie słusznie stwierdził, że wraca na lotnisko.

Na miejscu przyjechał po mnie profesjonalny Marshall…

Trasa nie do końca nam zfazowała pomimo usilnych starań organizatorów, ale zato znów zwiedziliśmy nowe tereny. Tylko jeden z szybownikowi, który odszedł dużo wcześniej, zdążył przed deszczem i obleciał cała trasę z zawrotną prędkością 65km/h 🙂 Reszta niestety wróciła do Kapfen górą lub wózkami z okolicznych lotnisk na południu Austrii. Co ciekawe lokalesi opowiadali, że tutejszy premier transportu zrobił ostatnio PPLkę i obecnie przeszkolił się na holowanie szybowców. Koledzy którzy wylądowali na lotnisku gdzie lata podeszli do niego i poprosili o odholowanie do domu, a on bez problemu zgodził się na przerzucenie ich (ok. 30 min hol) na swój własny koszt.

Comments

Leave a Reply

Your email address will not be published.