Zawody Łososina Dolna – Dzień 2

Kolejny dzień zawodów nie zapowiadał się optymistycznie. Mocno przegrzana masa z południa w połączeniu z mocnym wiatrem nie wróżyła nic dobrego. Andrzej Czop przewidywał start termiki nawet na 13-14. Cierpliwie więc pojechaliśmy na grida i w miłej atmosferze czekaliśmy na rozwój sytuacji.

W planach była przewidziana obszarówka z czasem oblotu 2h z centrum obszaru w rejonie Babiej Góry. Po analizie wszystkich dostępnych modeli prognozy pogody Andrzej stwierdził, że jeśli gdzieś ma dać się dziś latać to tylko w tamtych stronach. Pierwsza sonda po starcie o 12:30 spadł bez wykręcenia ani jednego komina – nie napawało to optymizmem. Organizatorzy jednak nie chcieli się poddać bez walki i po przesunięciu startów o 13:30 sonda poszła jeszcze raz w górę. Tym razem meldują poszarpane 1m/s i zasięg noszeń ok 1000m – lepiej może już nie być, więc zaczynamy starty.

Po starcie nie było lekko, ale lokalne doświadczenie zaprocentowało i w okolicach taśmy udało się w końcu wyżebrać 1300m nad poziom lotniska. Pomimo, że lotnisko skąpane było w słońcu to ok 20km na zachód było widać spory opad, pod wielkim congestusem z czarną podstawą, tam musiało solidnie rwać do góry, tylko jak się tam dostać, gdy w okolicy pracuje tylko jeden stacjonarny komin nad kamieniołomem…

Nie chciałem tracić czasu więc odliczałem sobie czas do startu jak na Grand Prix, żeby tuż po otwarciu przeciąć taśmę i rzucić się z optymalną prędkością w kierunku najciemniejszego punku zgodnie z techniką Marosa Divoka. Już kręcę zakręt i słyszę w radio komunikat o odwołaniu konkurencji. Trochę mnie to zbiło z tropu, ale stwierdziłem, że trzeba spróbować szczęścia. Podobny manewr wykonał ze mną Krzysiu Nowak i Julek z Wólek, we trzech już było całkiem raźnie i ruszyliśmy w stronę nieznanej. Delikatnie wykorzystując wydmuch z pasma Jaworza lecieliśmy w stronę Limanowej. Gdzieś w okolicach krzyża chłopaki próbowali wycentrować turbulentny komin, ale ja po 2 kółkach nie powstrzymałem się i rzuciłem się w stronę opadu.

Nasz trud został nagrodzony. Ledwo wjechałem pod ciemną chmurę i zaczęła się winda. Pierwsze kółko 1,5m/s, poprawka, z drugie już 2,8 średniego, potem 3,6 i tak dalej, aż wariometr oparł się w górnym położeniu.

Szybko dogonili nie chłopaki na ASW19 i DG100, którzy odeszli na trasę trochę wyżej ode mnie. Razem było jeszcze weselej, gdy na radiu zaczęły się wyliczanki, z poszczególnych wariometrów.

Zdecydowaliśmy się spróbować oblecieć trasę. Najpierw lot obok opadu przebiegał w mocnej turbulencji, ale bez utraty wysokości. Potem skierowaliśmy się bardziej na południe i chmury już nie trzymały tak jak poprzednia. Po kilku próbach podcentrowania słabszych noszeń wyrwałem się do przodu na zachodni skraj Gorców. Pod rodnym cumulusem trafiłem ok 2m/s które z wysokością umocniło się do ponad 3m/s.

Winda wyniosła nas w tym miejscu pod podstawę na wysokości 2600m na poziom Łososiny, więc praktycznie zbliżaliśmy się już do maksymalnego w tym rejonie FL95. Z tej wysokości z pięknym kolejny Cu cong. na horyzoncie ok 20 km przed nami oblot trasy wydawał się bułką z masłem.

edf

W tym momencie dostaliśmy informację, że ten sam congestus, który darował nam piątkę, teraz przybiera na sile i kieruję się w stronę lotniska. Dostaliśmy zatem radę, żeby jednak wrócić do domu przed nadciągnięciem burzy. W lotnictwie pokora to podstawa, więc odginamy po prostej do lotniskam. Jest mocny z jednej strony mocny niedosyt, że krótki był to zryw, ale z drugiej strony satysfakcja, że nie daliśmy się pogodzie i co nie co udało się jej wyrwać.

 

Jurto chyba powtórka z rozrywki, bo układ sił w pogodnie póki co nie chce się zmienić. Wszyscy się cieszą, bo na majówkę dostaną upalną pogodę rodem ze środka lipca, ale dla szybowników nie koniecznie wróży to łatwe latanie…